Docieramy do Tbilisi i w planie mamy udac sie w kierunku Armenii. Biezemy metro i jedziemy na koncowa poludniowa stacje (tak polecano w necie). Ale po wyjsciu okazuje sie ze ulica jest tak ruchliwa - wiele aut jadacych we wszystkich kierunkach, marszrutki zajezdzajace wszedzie, ogrom ludzi lapiacych marszruutki lub kto wie co innego. Zasadniczo lapanie tu stopa byloby walka o przetrwanie wiec jako ze jestesmy zmaczeni zapada zmrok, decydujemy sie zawrocic do metra i grzecznie udac spowrotem w strone centrum. Jarek slyszal od kolegi o fajnym hostelu "whynot" prowadzonym przez jego kolege. Udajemy sie tam i juz po chwili mamy nocleg za 36zl. Wyta nas przesympatyczny Polak, w dodatku znajomy znajomego Jarka i po pierwsze dostajemy super miejscowke do spania, po drugie odpowiada na przerozne nasze pytania zwiazane z naszymi planami na dzien kolejny, a po trzecie zaznacza nam na mapie swietna lokalna knajpke. Tak wiec idziemy na jedzonko. W knajpce sami miejscowy - wznasza toasty, pija wino, spiewaja, jedza. Bardzo, bardzo fajnie. Nasz wlasciwiel hostelu powiedzial nam tez jak sie nazywa jakie jedzonko ktore warto sprobowac i probujemy sobie roznych miejscowych potraw. A stamtad idziemy do wyczajonej juz wczesniej kafejki internetowej :) Ciag dalszy w jakies nastepnej kafejce :)