Zatrzymujemy sie na parkingu w polowie drogi gdzie lokalsi sprzedaja smakolyki i gruzinskie czapeczki. Jarek kupuje nam super jablkowe cos (bardzo smaczne) i drugie cos z orzechami co pani sprzedajaca okreslila jako "georgian snicers" :) Po krotkiej przerwie ruszamy dalej. I teraz juz wjezdzamy wprawdziwe gory. Serpentyna po serpentynie i nasa marszrutka jest coraz wyzej i wyzej. Pan ktory siedzi przed nami zaczyna rozmawiac z Jarkiem i juz po chwili probujemy dobrego wina z pieciolitrowego baniaka a potem innego z mniejszej plastikowej butelki. A za oknem gory i gory. Mijamy jakies centrum narciarskie az wkoncu wjezdzamy na przelecz 2370m npm i zaczynamy zjezdzac w dol. Po drugiej stronie przeleczy wita nas niebieskie niebo. Dojezdzamy do miejscowosci koncowej. OD razu doskakuje nas kilkoro miejscowych oferujac nocleg (26-45zl). Ale my twardo odmawiamy i decydujemy sie dzis spac w gorach. Jest tu zimno - w sumie to wysokosc ponad 1700m npm. Jarek zagaduje z miejscowym ktory zalatwia benzyne do palnika. I jak juz jestesmy gotowi to ruszamy w gorki. Po chwili okazuje sie juz ze przegielismy z plecakami (znaczy z ciezarem - nauczka nie wnos wszystkich znalezionych na lokalnym targu owocow pod stroma gore :D). No ale mowi sie trudno i jak dwa wielblady wleczemy sie pod gore. Po pokonania mamy jakies 350m w pionie i droga ktora wybralismy 4-5km w poziomie. Jest tez duuzo stromsza dawna pasterska sciezka ale ja sobie odpuszczamy. Najpierw idziemy przez wioske mijajac rozne klimatyczne domy i ruiny i klimatycznych ludzi. I krowy pasace sie wszedzie. Potem jest tylko las i serpentyny. Na jednej gdy widzimy ze droga zaczyna schodzic w dol zaczynamy isc po prostu bardzo stromo pod gore. I po wielu trudach o zmroku wychodzimy na rozlegly teren z wysokimi gorami dookola - na czela z Kazbegiem (5033m npm) ktory ciagle pokazuje sie nam tlko w kawalkach (reszta chowa sie za chmurami). Robi sie bardzo zimno. Zostawiamy plecaki miedzy dwoma pagurkami i ruszamy do cerkiewki na najwyzszym w tym miejscu pagurku. Ta cerkiewka to symbol Gruzji i stad tez wiekszosc ludzi rozpoczyna wspinaczke na Kazbeg. Jest juz prawie ciemno jak tam docieramy. Kobiety musza nalozyc spodnice zaraz po wejsciu na teren cerkwi (leza do pozyczenia sobie). Srodek to niespodzianka dla nas - jest tam okolo 6ciu mnichow, mnostwo sciec (tych cienkich, jak w cerkwiach prawoslawnych), a obok palacy sie kominek-piec przy ktorym grzeja sie jakies 2 osoby. Chwilke sie rozgladamy i wracamy do naszych plecakow. Rozbijamy namiocik, ubieramy sie w prawie wszystko co mamy i tak wlasnie rozpoczyna sie akcja - przetrwaj noc (nie wiemy jaka byla temperatura poza tym ze ponizej zera i wial bardzo silny wiatr). Jemy sobie kolacje opatuleni spiworami przy latarce. I probujemy zasnac z glowami w spiworkach.
30.10.2011
Budze sie kolo 1szej w nocy i wychodze na zewnatrz - a tam: wooooooowww!!! :) Zadnej chmurki, niebo jest przepelnione gwiazdami i wszystkie szczyty dookola tworza mistyczna wrecz atmosfere. Gdyby nie przenikliwy wiatr najchetniej polozylabym sie na ziemi i patrzyla w niebo. Jednak zimno predko pokazuje mi gdzie moje miejsce i ide spowrotem grzac sie do namiotu.
Odwarzamy sie wychylic glowy z namiotu ponownie gdy na niebie pojawia sie juz poranne sloneczko. I kolejene wooooowww po wyjsciu z namiotu. Niebo jest niesamowicie niebieskie a na niebie nie ma chmur. Kazbeg przed nami usmiecha sie w calej okazalosci - jestesmy zachwyceni. Sniegu ktory padal w nocy jest tylko troszeczke - wiekszosc przewial wiatr. Rozkoszujemy sie tym miejscem i pogoda. Idziemy tez do cerkiewki. I po 10tej ruszamy w dol. W planie mamy stopa ale ze wlasnie npatoczyla sie po drodze odjezdzajaca juz marszrutka to lenistwo bieze gore i ruszamy :) Na tym samym parkingu z jedzeniem i czapkami Jarek mierzy rozne gruzinskie czapki - ale panie sprzedajace maja zaporowe ceny wiec konczy sie na kilku fotkach z czapkami :)