Ladujemy kolo 2giej czasu Polskieo a 4tej lokalnego. Spaaac :) Spempelki w paszportach, bagaze i jestesmy w Gruzji :) Na miejscu czeka na nas Houman, mieszkajacy w Tbilisi Iranczyk, ktory wyjechal po nasza znajoma a przy okazji nas zabiera. Jedziemy przez przepieknie oswietlone miasto, Houman mowi nam co jest co. Zawozi nas do swojego mieszkania, daje klucze i gruzinska karte sim a sam z nasza znajoma jada sobie dalej. Spimy 4 godziny co duzo nam daje. Wstajemy, na sniadanko kanapki z Polski, herbatka i ruszamy do miasta. Klimaciki fascynuja nas od poczatku. Idziemy na drugi brzeg rzeki gdzie jest pewien hostel. Poniewaz Houman nie moze nas goscic na nastepna noc to szukamy miejsca do spania na kolejna noc. Hostel nalezy do... couchsurfera. Jako ze jest po sezonie napisal on na grupie Gruzja ze couchsurferow gosci jedna noc za darmo a jak sie z nimi polubi to nawet dluzej. Przychodzimy, zaklepujemy sobie miejscowke i wracamy. Po drodze zagladamy na miejscowy targ gdzie Jarek zgaduje sie z miejscowymi i juz spozywa pierwsze gruzinskie trunki. Zagladamy w rozne uliczki, wchodzimy do monastyrow. Potem zakupy w spozywczaku (czy to jest maslo? :D) i jedzonko w domu Houmana. A potem znow na miasto. I znalezlismy kafejke interenetowa :)