Ruszamy dalej na polnoc. Docieramy do miasteczka Kaitaia gdzie robimy zakupy i decydujemy sie ruszyc w kierunku zatoki Bay of Islands. Po dluzszym czasie stania na pustej drodze zatrzymuje sie czlowiek i jak mowimy gdzie chcemy jechac to wyjasnia nam ze ta droga mimo ze jest oznaczona jako droga nr 1 to jest przez gory i glowny ruch idzie inna droga. Zawozi nas na tamta droge i zostawia w miejscowosci Taipo. Tam idziemy sobie na plaze, odpoczywamy i na wieczor rozbijamy namiot tuz przy drodze kolo mostu (na plazy oczywiscie jest cala masa znakow 'no camping').
15.03.2010
Wstajemy o swicie, zwijamy szybciutko namiot i siedzac nad rzeka jemy sniadanko. Nagle z domu odleglego o 50 metrow od miejsca gdzie spalismy wychodzi pan i... zaprasza nas na herbatke :) Siedzimy i rozmawiamy z nim i jego zona. Jak sie dowiedzieli ze spalismy tuz obok to zalowali ze nie przyszlismy wieczorem i nie zapukalismy do ich drzwi bo maja wolny pokoj i z przyjemnoscia by nas ugoscili w swoim domu. Pytaja sie tez czy nie chcemy skorzystac z prysznica - eh chyba czytaja w moich myslach :) I tak po cudnej kapieli na tarasie z widokiem na rzeke pijemy sobie herbatke. W dodatku dostaje namiary na ich znajomych w Darwin w Australii ktorych moge odwiedzic. Zegnamy sie i ruszamy na droge. I na kilka stopow docieramy do Bay of Islands.