Poznym wieczorem dojezdzamy do Yogyakarty (miejscowi wymawiaja to Dziogdziakarta lub w skrocie Dziogdzia). Ja trzymam sie z Brazylijczykami bo fajnie sie zgadalismy po drodze. Szukamy wolnych pokoi - miejscowi bardzo nam w tym pomagaja. Jako ze jest weekend to najtansze pokoje sa pozajmowane przez Indonezyjczykow ale w koncu znajdujemy 2 pokoje na sasiednich ulicach. Ja mam pokoik na pietrze, z lazienka i tarasikiem za 5$ za noc. Jestem bardzo niewyspana wiec jedyne co jeszcze dzis robie to ide na interet (kafejka internetowa wlasciwie przy wejsciu do mojego hoteliku) co by dowiedziec sie dokladniej co sie dzieje w Polsce. A potem zasypiam nawet nie wiem kiedy.
11.04.2010
Wstaje bardzo rano, otwieram taras. Dookola klimacik malych domkow z poukrywanymi balkonami, kawiarenki, zielone palmy. Schodze na dol przejsc sie uliczkami dookola. Potem internet, a potem ide do jednej z klimatycznych restauracyjek na obiadek. A potem na spacer na Malioboro - glowna ulice w miescie. Ulica jest pelna straganow - przede wszystkim z ciuchami w stylu Indonezyjskim. Mnostwo naganiaczy. Jedyne co to dziwne jest ze wiele rzeczy ma z gory ustalona cene. Znajduje tu swietne bambusowe flety - kupuje jeden od starszego pana ktory jako ze nie umie ani slowa po angielsku to siedzi i gra. Flet ma cudowny dzwiek - tak jakby melodia niosla sie po bezkresnych lakach polonin. A potem spotykam sie z Bernardo - Brazylijczykiem z ekipki z autobusu i jedziemy razem do swiatyni Prambanan - jego dziewczyna Fernanda dzis zostaje gdyz jako ze ostatnio probowali serfingu to jej dalej ciezko sie ruszac :) Biezemy lokalny busik za okolo 1zl do Prambanan (17km od miasta).