Ostatnia noc w Denpasarze, rano Leo odwozi mnie w miejsce skad moge wziac taxi-busika na dworzec autobusowy (dworzec jest dosc daleko). Troche targowania i w 3cim busiku dostaje cene ktora wiem od Leo ze jest cena dla lokalsow. Na dworcu od razu oblatuje mnie chmara naganiaczy ale najpierw spaceruje sobie dookola aby zrezygnowali a potem podchodze do policjanta ktory wskazuje mi skad odjezdzaja autobusy na Jawe. Otoz znajduje autobus (duzy, luksusowy, z klima). Ceny na ten autobus sa sztywne wiec nie musz sie targowac. Chce jechac do Probolingo skad mozna sie dostac na jeden z wulkanow o nazwie Bromo (Jawa jest pelna czynnych wulkanow). Place u kierowcy, a wlasciwie goscia ktory przy wejsciu do autobusu wydaje bilety i pobiera pieniadze. Autobus odjedzie o 11tej moze 12tej dostaje informacje. A jako ze jest 9:30 to siedze i czekam. Przysiadaja sie do mnie miejscowi, rozmawiaja. Jeden z nich mowi ze fajnie bo moze pocwiczyc swoj angielski. Czuje ze w koncu nie jest tu juz tak turystyczni a ludzie zamiast widziec we mnie chodzacy pieniadz to sa zainteresowani kim ja jestem. Jeden czlowiek opowiada mi ze Obama mieszkal 4 lata w Indonezji i mowi plynnie po Indonezyjsku bo jego Ojczym stad pochodzi. A jako ze potem slysze to od kolejnej osoby to chyba ogolnie sa z tego dumni. W koncu autobus rusza z terminalu okolo 11:30 a odjezdza ze stacji po 12tej. Wyjezdzamy w koncu z miasta. Choc to ciezko tak okreslic bo zarowno na Bali jak i potem na Jawie droga to niekonczonce sie wioseczki, wioski i miasta. Ale co jest w tym niesamowite jest to tak niesamowicie zielono :) Wszedzie dookola sa palmy i pola ryzowe i soczysta, bujna roslinnosc. Ruch na drodze jest olbrzymi. Srednio jedzie sie 50km/h bo szybciej sie nie da. Wyprzedzanie i omijanie odbywa sie non-stop. Mimo ze drogi wszedzie maja tylko 1 pas to jest tu kilka ciagow aut, mnostwo motorkow wszedzie i omijaja i wyprzedzaja sie z niesamowita precyzja. Zasada jest - mniejszy ustepuje miejsca wiekszemu wiec jak nadjezdza bardzo szybko pedzac moj autobus to motorki slalomem rozjezdzaja ie na prawo i lewo. Na drodze jest mnostwo niesamowitych pojazdow jednak nie sposob uchwycic ich aparatem z okien autobusu.Dojezdzamy do promu. Autobus wjezdza na prom (mozna wjechac w autobusie lub wejsc na piechotke). Na promie duzo sprzedawcow i muzulmanska muzyka (Bali jest zamieszkala w wiekszosci przez Hindusow i Buddystow, Jawa raczej przez Muzulmanow). Jako ze jestm jedyna turystka na promie to miejscowe ludki robia sobie ze mna zdjecia :) W Indonezji promy kursuja pomiedzy wiekszoscia wysp i sa bardzo tanie. Zamarzylo mi sie przyjechanie kiedys do Indonezji na dluzej i powloczenie sie po tych wszystkich wyspach (inne nie sa tak przeludnione jak Jawa i Bali). Wjezdzamy na Jawe i ruszamy dalej. Jedyna roznica jaka sie lekko czuje to ze jest tu wiecej muzulmanow i przy drodze widac meczety. Niespodzianka na trasie - zatrzymujemy sie w duzej przydroznej restauracji i w cenie jest obiad - ryz z 3ma roznymi rzeczami z ktorych 2 sa weganskie :) Super :) I mozna sobie nalozyc ile sie tylko chce :) W koncu po 20tej dojezdzam do Probolingo. W miedzyczasie byla jeszcze zmiana czasu wiec dla mnie jest 21sza. Moj kierowca z autobusu wysadza mnie pod agencja turystyczna. fajniej byloby dostac sie na wulkan indywidualnie ale w ten sposob przez miesiac nie wyjechalabym z Indonezji. Standardowa wycieczka na Bromo wyglada tak ze jedzie sie busikiem godzine za 2,5$ do miasteczka Ngadisari. tam bieze sie hotel (najtansze za 10$) i o 4tej rano rusza sie jeepem na wulkan. O wschodzie slonca (5:20) jest sie na punkcie widokowym, o6tej przejezdza sie do kaldery wulkanu i wychodzi sie na skraj krateru Bromo skad bucha caly czas goraca para. Wycieczka Jeepen kosztuje 9$. Moj problem polega tylko na tym ze dzis juz nie ma zadnych busow do Ngadisari. Agent proponuje mi wynajecie dla mnie miejscowego busika-taksowki. Jako ze jestem sama to to troche kosztuje. Jego cena poczatkowo to 20$, udaje mi sie stargowac do 15$. Zostanie tu i pojechanie na drugi dzien oznacza dla mnie potem robienie wszystkiego w pospiechu wiec niech juz bedzie :) Droga jest caly czas pod gore po serpentynach. Podloga w busiku nagrzewa sie do tego stopnia ze siedze z nogami na siedzeniu. Hotelik jest sliczny - dookola zielen i kwiaty, a pomiedzy tym domki. Ide szybko spac, bo pobudka jest o 3ciej. Rano dostaje sniadanie ktore ma byc w cenie - jest tego tak malo ze ciezko to nazwac sniadaniem. Ruszamy jeepem - nasz kierowca to nowiciusz - troche gubi droge, ale w koncu docieramy. Widok z puktu widokowego jest na prawde super. Jedynie jest tu bardzo duzo ludzi wiec nie ma zadnej atmosfery. A potem jedziemy dalej i wchodzimy na krater. Najpierw idzie sie lekko pod gore a potem wchodzi po 256 schodkach na brzeg krateru. Do schodkow mozna wynajac konia - wlasciwie to wiekszosc czasu idzie sie w tlumie naganiaczy. Koniki sa jednak malutkie, widac ze sie nieziemsko mecza pod turystami - tak wiec mimo malej ceny ide sobie na piechotke. Czynny wulkan to cos co ogladam pierwszy raz w zyciu - gorace opary buchaja ze srodka krateru. Wracamy jeepem do hotelu. Prysznic, pakuje sie i wkrotce czeka na mnie busik w dol do Probolingo. Tam wysiadam przy mojej agencji i wkrotce podjezdza busik do Yogyakarty. Jest to busik tylko dla turystow ktory zabukowalam wczoraj przez agencje - cena brzmiala sensownie - jadac normalnym autobusem musialabym pojechac zygzakiem przez inne duze miasto, trwaloby to kilka godzin wiecej i calosciowo bylo drozsze. Ja zaplacilam jakies 16$, a jak sie okazalo byly osoby w busie ktore przez inna agencje zarezerwowaly po 12$. W sumie w 12 osobowym busie jedziemy w 5 osob plus kierowca. Ja, para Brazylijczykow i dwie Holenderki. Cala jazda to okolo 10 godzin. W busie dostaje smsa ze 3 godziny wczesniej rozbil sie samolot prezydencki. Dojezdzamy kolo 22giej do Yogyakarty, kierowca dowozi nas pod hotele.