2.02.2010
Wstaje o swicie. Pierwszy stop zawraca po mnie ze stacji benzynowej. Starszy pan rozwalajacym sie autkiem jedzie prawie do Darwin! Czyli jakies 2500km. No wiec ja z nim chce przejechac jakies 1100km bo potem chce pojechac do Ayers Rock. jedziemy do miasteczka Port Augusta skad odbija droga na pustynie. No i lipa - bo tu a Australii w Wielki Piatek wszystko jest zamkniete. A ja prawie bez zarcia. No ale kupuje chleb i jakies warzywa w puszce (w occie ble) na stacji benzynowej. I wode - 2l za 10zl to najtansze co znalazlam na calej trasie. No i ruszamy. Zaczyna sie pustynia - po kilkudziesieciu kilometrach jest juz bardzo goraco. A autko jest bez klimy. No wiec jedziemy przy otwartych oknach w goracym wietrze rozgrzewajacym wlosy. Woda w butelce szybko soiaha tempetarure otoczenia wiec ciezko czyms sie schlodzic. Stacje benzynowe sa srednio co 100-200km. Co 50km rest area. Powietrze jest bardzo suche i gorace. Co troche sa slone jeziora ale bez wody - takie duze po prostu platy soli. I ogromne farmy a wlasciwie takie stacje z bydlem. Po 540km dojezdzamy do malego miasteczka Coober Pedy - tu jest tak goraco ze wiele ludzi zyje pod ziemia - czesc miasta jest nadziemnego i wiele domow ma podziemne czesci. Sa tu duze kopalnie opalu - ponoc wydobywa sie tu 80% swiatowego opalu.Godzine przed zachodem slonca dojezdzamy na rest area czyli miejsce do odpoczynku gdzie jest po prostu zadaszenie, stolik i tablica informacyjna. na noc przyjezdza tu tez ekipka z Niemiec i Izraela. Jest tu mnostwo much tak wiec testuje moja siatke na komary i w niej sobie dzis spie. Na tle zachodzacego slonca czasem przejezdza pociag, czasem road train.
3.02.2010
Budze sie o wschodzie slonca i ruszamy dalej w droge. Przekraczamy granice stanow, zmieniamy czas (8,5 godziny roznicy z Polska). 400km jazdy i wysiadam na skrzyzowaniu przy odbiciu na Ayers Rock. Jest bardzo goraco ale na szczescie na skrzyzowaniu jest stacja benzynowa. Stoje na pustej drodze w pelnym sloncu tuz kolo stacji - i po 5 minutach zatrzymuje sie juz dla mnie autko :) W autku szalony Bulgar. Dlaczego szalony? Otoz pracuje on W Melbourne i ma 4 dni wolne. I zdecydowal sie pojechac do Ayers Rock, potem do Alice Springs i wrocic. 5000km w 4 dni bez autostrad. I tak jak ja ruszylam z Melbourne we wtorek rano tak on ruszyl w piatek i w sobote po poludiu spotykamy sie 250km od Ayers Rock. Jako ze jest dosc zmeczony to pyta sie czy nie poprowadze. Z przyjemnoscia. Jupppi - prowadze po lewej stronie drogi! Jest to bajecznie latwe gdyz droga nie przechodzi przez zadne miasta czy skrzyzowania, jedynie zatrzymujemy sie na punktach widokowych. I autko ma automatyczna skrzynie biegow wiec nie musze sie uczyc zmieniania biegow lewa reka. Jedyne co to rozgladam sie czy nie ma kangurow na drodze i jazda :)
Dojezdzamy po poludniu do Ayers Rock. Wstep na teren skaly (placi sie jakies 15km wczesniej) to 25$ od osoby (ok 63zl). Skala robi duze wrazenie. I a super fioletowo-pomaranczowy kolor. Co jest najbardziej zaskakujace to fakt ze dookola jest bardzo zielono i sa zielone drzewa. Zupelnie inaczej wyobrazalam sobie pustynie. Ludzie tlumacza ze nie zawsze tu jest tak. Ale w tym roku bylo najwiecej od 15 lat deszczu i pustynia kwitnie. Jedziemy dookola skaly i robimy spacer do jednego miejsca gdzie przy skale jest male jeziorko. Na skalach sa aborygenskie rysunki - wyglada to super. A na koniec jakas godzine przed zachodem slonca decydujemy sie wejsc na skale (jest taki specjalny szlak z lancuchem). Nie jest to jakis wybitnie trudny szlak ale co jest zaskakujace jestem tak przegrzana (stopy przez pustynie bez klimy) ze po okolo 100m podejscia kreci mi sie w glowie i musze sie polozyc na chwile. Bulgar idzie dalej - chcial zostac i sprowadzic mnie na dol ale powiedzialam ze poczekam na niego az wroci. Oczywiscie jak tylko poczulam sie lepiej zaczelam dalej podchodzic - tym razem bardzo powili, robiac odpoczynki co kilka metrow. Widok byl coraz lepszy. Ludzie ktorzy schodzili z samej gory mowili ze na gorze jest fantastycznie bo widok jest na wszystkie strony. I po chwili dochodze do Bulgara, ktory siedzi w pozycji wskazujacej na to ze nie czuje sie za dobrze. I rzeczywiscie - kreci mu sie w glowie, ma zimne dreszcze jak w goraczce. Decydujemy ze schodzimy w dol. Po drodze wiatr zwiewa moj kapelusik gdzies na strome skaly wiec bede musiala kupic sobie nowy (ale nie tutaj bo ceny sa bardzo wysokie). Schodzimy do autka, jedziemy do punkty z informacja i w lazience wkladam sobie glowe pod kran z zimna woda - ale ulga :) I cala ta akcja byla tylko godzine przed zachodem slonca. Robi sie ciemno wiec ruszamy dalej. 260km do glownej drogi i kolejne 200 do Alice Springs.