Z granicy z dwoma Turkami jada na granice Serbska, ale jako ze panowie maja ochote robic sobie ze mna zdjecia i chca moj numer telefonu to sa dosc meczacy i stwierdzilam ze sie przesiade. Ide wzdluz kolejki samochodow i nagle macha do mnie dwojka plecakowcow z jednego auta - okazuje sie ze to dwojka Polakow wracajaca z Iranu. Kierowca zabiera rowniez mnie i w tym ciekawym towarzystwie docieram do Belgradu. Ponad 1000km przejechane, jest po 23ciej a ja juz zasypiam na stojaco po wczorajszej imprezie :P Dalej zabiera mnie przesympatyczny Serb do Novi Sadu. Tam na rozjezdzie decyduje sie troszke przespac - rozkladam karimatke, spiworek i zasypiam pod drzewkiem. Budze sie po godzince bo chadza po mnie mrowki. No dobra - czas wstawać :) Lapie kolejnego stopa. Zabiera mnie Turek mieszkajacy w Niemczech. Dojazdzam z nim do granicy, a tam... kilometrowa kolejka dla osobowek. Wysiadam i ide na piechotke. Przechodze całość w 20 minut. Zatrzymuje się dla mnie Austriak po drugiej stronie przejscia - on stał na przejsciu 6 godzin. Jadę z nim do Budapesztu. Tam mam godzinkę spacerku na wylotówkę. Potem na 3 stopy dojeżdzam do Miskolca. A tam już 60 % autek to polskie. Tak więc na Węgrów już nie macham.