Rui odwozi nas do portu i ruszamy do Lisbony. Stamtad biezemy pociag do Sintry. Myslalam ze tam jest tylko jakis fajny palac a miejsce mnie zaskakuje w pelni. Okazuje sie ze jest to ogromniasty teren zielonych, przepalnionych zielenia lasow (jak dzungla) wsrod ktorych sa porozmieszczane palace z bajecznymi ogrodami. I wszystko to na gorskim terenie. Kolejne marzenie - jako ze wstepy do tych palacow sa drogie to oby respektowali euro26... albo niech w kasie siedzi sympatyczny pan ktory powie ze jestesmy wyjatkowe i nie musimy placic... dobrze jest sobie pomarzyc :) Sintra to mala miejscowosc pelna przeklimatycznych willi, palacykow i palacow polozonych na stokach gor. Idziemy do pierwszego palacu. Kasa biletowa - dwa bilety poprosimy. Pani usmiecha sie do nas: dzis sa gratis :) O kurcze... Ale fajnie :) Zwiedzamy palac - taki calkiem ladny, a szczegolnie dwie sale robia super wrazenie. Potem idziemy na piechotke 2km do kolejnego - chyba najbardziej znanego - Palaco da Pena. Droga jest fantastyczna - tak zielona i pelna obluszczowanych zdjec. Jako ze rano padalo to wszystko jest w mistycznej mgle i atmosfera jest niesamowita. Dochodzimy do palacu. Jest jak z bajki - jak jeden z tych Disneyowych cudeniek. W srodku tez fajnie - tyle ze jest tak duuuuzo ludziskow :) A potem kawka i herbatka i idziemy zwiedzac park. I tu utknelysmy - park jest najcudowniejszy na swiecie. Sa i gorskie sciezki gdzie czujemy sie jak w Karkonoszach i zielone, przezielone lasy gdzie naturalne ksztalty i odcienie zieleni tworz najwspanialszy swiat. Czuje sie jak w domku. No i w rezultacie wychodzimy stamtad prawie o zmroku. Kolejne palace odpadaja ale chcemy jeszcze koniecznie pojechac na Cabo da Roca.