Niesamowicie szczesliwe zatrzymalysmy po 2 minutkach autko - Tiago jedzie prosto do Lisbony. Swietny czlowiek, rozmawia nam sie super. I w tempie ekspresowym jestesmy 20km od centrum. Tu mieszka nasz host Rui. Pracuje w Urzedzie Miejskim w wydziale kultury i gra w zespole rockowym. I jest super przyjacielski. A dla zainteresowanych wygladem - jest ciemnoskory :) Przygotowuje dla nas jedzonko i... chyba zostaniemy tu dzien dluzej niz planowalysmy :)
6.12.2008
Wysypiamy sie! :)
I ruszamy na podboj Lisbony! :) Rui odwozi nas do portu (mieszkamy po poludniowej stronie i od starowki dzieli nas wielka woda :D) i promem ruszamy do centrum. Pogoda jest w miare desczowa - dokladnie to jest mzawka ale szybko sie konczy :) Idac do centrum znajdujemy na plazy wypukla karte bankowa z UK - dobry znak :) A potem ruszamy uliczkami starego miasta, wchodzimy na wzgorze zamkowe, a po poludniu jedziemy pociagiem do Belem. W Belem zwiedzamy slynna wieze, ogladamy pomnik odkrywcow i wielki monastyr. A potem wracamy do Lisbony i siedzimy sobie przy sokach i przypalonym (serio) ciastku :) Czy sok wyciskany z pomaranczy moze byc kwasniejszy niz lemoniada? Moze :D Spotykamy sie z Tiagiem ktory nas poprzedniego dnia przywiozl do Lisbony. Czekajac na dworcu Gosia proponuje aby sie przejsc dookola zartujac ze moze znajdziemy znow jakies karty kredytowe lub pieniadze. Po chwili lezymy ze smiechu bo obok na chodniku lezy... 5 euro :) I wieczorkiem Rui przyjezdza po nas i zabiera nas do domku. Gra nam na gitarce swoje piosenki (a sam napisal okolo 200 :) ). I kolejne spelnione marzenie - od ponad tygodnia marzyl nam sie torcik (bardziej tak w formie zachcianki ale czemu nie) i w pewnym momencie Rui siega do lodowki i mowi - chcecie moze torcik czekoladowy? Dostalem od kolezanki a ja takiego nie lubie...
O rety...
7.12.2008
Wstajemy rano i w droge :)