Ostatni dzien. Na poczatek wodospad w jaskini. Potem drugi z wielkich rapidow. chyba najtrudniejszy. Fale dochodza do metra wysokosci (canoe przechodzi przez dwie takie fale i okolo 6ciu polmetrowych). Zalewa nas ogromna ilosci wody. Jak to sie stalo ze majac do 2/3 canoe napelnione woda nie wywrocilismy sie to ja nie wiem. Doplynelismy do najblizszego brzegu i wybralismy wode. Ja jestem cala mokra bo siedzialam z przodu. Bartek wykazuje jeszcze objawy suchosci. No i juz prawie konczymy splyw, w odleglosci 200m widac juz miejsce gdzie oddajemy canoe, a przed nami ostatni rapid (jeden z tych trzech wielkich, ale mial byc najlatwiejszy). wygladal jakos dziwnie (przynajmniej z naszej strony) i zle w niego weszlismy. No i w jednej chwili wywrocilo nasze canoe do gory nogami a my znalezlismy sie pod woda. chwile mi zajelo aby wydostac sie spod kajaka, po chwili nawet wioslo pod woda znalazlam :)Dryfujemy sobie przy kajaku, smiajac sie bo bez dwoch zdan byla to najlepsza czesc tej imprezy. Ludzie z wlasnie odplywajacego jetboata kreca nas na video. Doplywamy do brzegu, odwracamy canoe, Bartus robi zdjecia wodoszczelna komorka ktora mial w kieszeni (sprawdzone - jest wodoszczelna) :) A potem spowrotem w kajak i jakby nigdy nic do mety. Wychodzimy na brzeg, otwieramy nasze beczki - suche :) Potem dowiadujemy sie ze te beczki biora od fabryki jakichs chemikaliow i ze pierwotny cel tych beczek to wlasnie prztrzymywanie szczelne roznych substancji - wiec beczki musza byc bardzo szczelne :) Nasze beczki byly jakies 10 minut pod woda, a moje ubrania w srodku, dokumenty i komorki sa idealnie suche :) Mamy jakas godzine do zdania canoe wiec rozpoczynamy wielkie suszenie (namiot, karimaty i ciuchy ktore mielismy na sobie sa calkiem mokre). Do rzeczy ktore utonely mozemy zaliczyc: laminowana mapa A4, rozmoczone ciasteczka i sweter ktory Bartus mial przewiazany w pasie.
O 14:30 zabieramy sie do bazy.