Stop dowozi nas prawie do centrum ale mamy jeszcze ze 3 km do przejscia. Pod katedra spotykamy sie z Krzyskiem z Czestochowy,ktory podrozuje tu juz prawie 2 miesiace. Zgadalismy sie przez couchsurfing jeszcze zanim ruszylismy z Polski i teraz okazalo sie ze tego samego dnia jestesmy w Christchurch. Pogadalismy, powymienialismy sie doswiadczeniami. Bartek zostawil w Christchurch na kilka godzin plecak (nowy plecak Deutera - dobra firma, od razu zalatwili mu naprawe na ten sam dzien i to za darmo) do naprawy, szukalismy dla mnie aparatu (taki jak chce kosztuje 700zl w sklepach a kolo 400zl przez internet. Tylko problem polaga na tym ze aby kupic przez interent to trzeba miec... nowozelandzka Karte kredytowa...). W miedzyczasie Bartek odbiera tez czesc rzeczy ktore zostawil na samym poczatku u Jeremiego. W domu Jeremiego jest jego ciocia, ktora mieszka na polnocnej wyspie i zaprasza nas do siebie jak bedziemy w okolicy. Bartek odbiera plecak i jedziemy autobusem na wylotowke. Nie zdazamy nawet stanac na stopa a juz stoi dla nas autko. Wesoly starszy pan widzial jak przechodzilismy przez przejscie z plecakami i domyslil sie ze jak jestesmy w tym miejscu to pewnie bedziemy lapac stopa :) Wywozi nas za autostrade ktora zaczyna sie tuz za miastem. A potem zabiera nas sympatyczna dziewczyna na rozjazd dwoch duzych drog do Picton i do Hamer Springs. Odnoga do Picton ktora chcemy jechac jest prawie pusta. Jest zmrok. Po chwili dojezdza jeszcze jeden autostopowicz. Jezdzi tu kilka ciezarowek ale one gnaja i raczej czujemy ze mala na nie szansa. Zwlaszcza gdy kolega autostopowicz tlumaczy nam ze tu sa bardzo surowe przepisy i kierowcom nie wolno brac autostopowiczow. kiedy jest ciemno idziemy jakies 200m od drogi,rozbijamy namiot i idziemy spac a kolega wytrwale lapie jako ze nie ma namiotu. Nad nami znow niebo pelne gwiazd :)