Jakies 2 godziny przed ladowaniem obsluga samolotu przekazuje nam wiele informacji na temat przepisow wjazdowych do Australii. Wyglada ze sa bardzo surowe. A juz wogole mam wrazenie ze bedzie niezle kiedy stiuardessy przechodza przez samolot kazda z dwoma sprayami ktore maja na celu dezynfekowanie pasazerow z roznych pasozytow czy czegos tam podobnego. No i ladujemy. Najpierw kontrola paszportowa. Niewiele pytan a jak mowimy ze nie wiemy gdzie jedziemy i pewnie w takie niedalekie miejsce ktoro polecil nam spotkany Australijczyk to pan tylko wpisuje nam na karteczce "backpackers" czyli plecakowcy i na pozegnanie zyczy "have fun guys"! Super! Tak pozytywnie. Z wielkim usmiechem na twarzy wedruje dalej. I teraz najlepsza zabawa. Czyli sprawdzanie co mamy w plecakach i kwarantanna. Australia jak widze broni sie rekami i nogami przez wszelakimi chorobami jakie mozna przywiezc z zagranicy. No wiec wypakowujemy cale plecaki, troche pytan o to co tam mamy a czego nie mamy, a wszystko w fajnej sympatycznej atmosferze tak ze dla mnie jest to wesolym elementem poznawania kraju :) A na koniec pani dziekuje nam z 5 razy jakby przepraszajaco ze musiala zajac nam czas i wypakowywac nasze plecaki :)
No i w koncu jestesmy w Australii. Wyplacamy troche pieniedzy i idziemy na plaze, ktora jest niecaly kilometr stad. Blekitna czysciutka woda, ogrom zlotego piasku. Kapiel to cos o czym marzylam :) A po kapieli idziemy plaza jakies 3km. Sloneczko przygrzewa niesamowicie i ze zdumieniem po chwili zauwazam ze mimo nasmarowania sie mocnym kremem jestem niezle czerwona a stopy mnie juz pieka. Tak wiec trzeba bedzie tu uwazac bo moje standardowe normy opalania tu nie dzialaja. Juz po chwili zauwazamy ze Australia nie tylko jest droga - jest baaaardzo droga. Podobnie do Norwegii a w niektorych momentach nawet drozej. Chleb po 14zl, za 70km autobusem ponad 100zl, polowa papai 12zl, najtansza 1,5l woda 5zl. No to super - skonczyly sie szybko burzujskie malezyjskie czasy :D Idziemy na stopa. Goraco - dajemy sobie spokoj, troche odpoczywamy, idziemy na owocowe zakupy. No i wieczorkiem wracamy na stopa i jedziemy do Byron Bay jakies 70km na poludnie. Stop dziala calkiem fajnie. I zatrzymuja nam sie 2 razy kobiety. Druga zabiera nas juz po nocy i w ostatniej chwili przed burza. w dodatku nadrabia kilometry i zawozi nas do samego Byron Bay.