Po jakichs 3 godzinach dojezdzamy na granice z Kambodza. Zajezdzamy do miejsca jakies 500m przed granica gdzie pracownicy jakiegos biura mowia ze zalatwia nam wizy. Oczywiscie tak jak sie spodziewalam po 1000B (90zl) a nie po 20$ (60zl) - a taki jest koszt wizy. No wiec mowie ze tyle nie dam bo wiza kosztuje 20$. Na to gosc ze moge sobie wiec sama isc na granice i probowac ale mam sie liczyc z tym ze autobus nie bedzie na mnie czekal. Jednak szybko sie z tego ostatniego wycofuje. Cala reszta mojego autobusu nie protestujac zgadza sie na 1000B. Jedynie dwoch Kambodzanczykow idzie za mna na przejscie i do asysty dostajemy czlowieka z biura co by pokazal nam gdzie mamy czekac. Pieczatki wyjazdowe z Tajlandii i po chwili jestesmy po Kambodzanskiej stronie. Dwoch panow w mundurach siedzi obok budki. Nasz "przewodnik" chce zabrac moich Kambodzanskich znajomych dalej ale ja ich prosze aby na mnie poczekali. Oni widzac jakie sa intencje przewodnika i chcac mi pomoc decyduja sie poczekac. Wypelniam wniosek i prosza mnie o 800B (72zl). Odpowiadam ze chce zaplacic w dolarach. No to 20$ i 100B. Ja na to ze wiza kosztuje 20$ i ze pytalam sie o to w mojej ambasadzie. I zanim oni mi odpowiadaja pokazuje na turystow-Kambodzanczykow - prosze sie ich spytac. Na to jeden z chlopakow robi wielki usmiech do pogranicznika, ja wreczam mu 20$ i po chwili mam gotowa wize :) Slyszalam ze to rzadka sztuka aby dostac ta wize w tej cenie wiec ciesze sie ogromnie i dziekuje moim znajomym za wsparcie.. Mialam jeszcze w zanadrzu przygotowane napisane przeze mnie pismo "z ambasady" (ambasady polskiej w Kambodzy nie ma ale oni raczej o tym nie wiedza) z telefonem do innej ambasady z UE - tresc pisma mowila o cenie wizy i podawala numer telefonu gdyby ktos mial jakies watpliwosci. Na szczescie nie musialam go uzyc :) Wypelniamy jescze medyczny papierek ze jestesmy zdrowi, pieczatki i wdroge. Po drugiej stronie busik dojazdowy zabiera nas na terminal kawalek od przejscia. Z terminalu mozna wziac taksowke po 12$ do Siem Reap lub autobus za 9$ (czyli za ten oscinek zaplacic tyle co ja za trase Bangkok-Siem Reap! Bo dalam za bilet 300B=ok.27zl). A my musimy czekac 2 godziny na inne grupy turystow. Kambodza ma swoja walute ale wszystko tu kupuje sie w dolarach (a przynajmniej turysci kupuja w dolarach) wiec pieniedzy w zadnym razie wymieniac nie trzeba. Czekajac na przejsciu spotykam cudownych Polakow podrozujacych z coreczka. Siedzimy i rozmawiamy ze 20 minut. W koncu kolo 15tej podstawiaja autobus. Fajny - klimatyzowany. Wsiadamy i... czekamy. Godzine, dwie. Mimo ze autobus jest pelny, a bagaze upakowane do granic mozliwosci to dalej czekamy. No i przyjezdzaja kolejne 3 osoby i... nie ma miejsca wiec musza wziac taksowke - nie wiem na jakich zasadach ale wygladaja na niezadowolonych. W autobusie poznaje Shaia z Izraela, 2ke sympatycznych Francuzow i pare Polakow. Ruszamy w koncu 17:15. Okolica wyglada na bardzo, bardzo biedna - widac duza roznice z Tajlandia. Po poltorej godziny jazdy kierowca robi przerwe na pol godziny na jedzenie, mimo ze nikt z autobusu tego nie chce. Oczywiscie jest to biznes co by kupic jedzenie w knajpce w ktorej sa jego znajomi. Wszyscy w autobusie sa bardzo zmeczeni, powinnismy byc na miejscu o 18tej a jest juz po i mamy jescze sporo drogi. Mowie kierowcy ze nie chcemy sie zatrzymac. Niezbyt go to obchodzi. No i tak dochodzi do dyskusji, wlacza sie jeden Niemiec, reszta turystow stoi dookola, widac ze sie zgadza ale wola sie nie odzywac. Kierowca mowi ze on za nic nie odpowiada, ze jakas firma tylko wynajmuje jego autobus i ze on nic nie wie. Oczywiscie jest to nieprawda jak i wiele innych rzeczy. Wszyscy wiemy ze plan jest taki aby nas wymeczyc ile sie da, dowiezc poznym wieczorem i zmusic do wziecia drogich tuk-tukow i zgodzic sie na drozsze hotele. Kierowca konczy swoj wywod ze gdyby nie to ze jestem turystka to juz dawno by mnie uderzyl bo Kambodzanki ktore sie nie zgadzaja sie bije. No wiec po pol godzinnej przerwie wsiadamy spowrotem do autobusu. Kierowca oznajmia nam ze autobus nie zatrzyma sie w Siem Reap tylko 5km od Siem Reap w jego biurze gdzie beda czekac na nas tuk-tuki. "Za 2-3$ - co to dla Was!" Tego juz jest za wiele dla kolejnych ludzi. Odzywa sie bardzo glosno Izraelczyk, para Polakow i Niemiec. Reszta autobusu dalej siedzi cicho - i to jest najbardziej dla nas smutne. Kierowca twierdzi oczywiscie ze do miasta nie moze wjechac. Ale obserwujemy jego trase i mamy wrazenie ze jedzie wlasnie do centrum miasta i w samym centrum wjezdza w jakas ciemna uliczke i po 500m sie zatrzymuje. Tak jak sie spodziewalismy - w tej ciemnej uliczce nagle pojawia sie 20 tuk-tukow i cena jest 5$ (normalnie po miescie jest 1$). Ja i Shai stwierdzamy ze nie bedziemy tego wspierac i idziemy ciemna uliczka spowrotem do centrum. A cala pozostala ekipa placi po te 5$ za tuk-tuka! I to jest dla nas szok - nie zachowanie kierowcy ale zachowanie innych turystow. Po przejsciu 100m okazuje sie ze jednak sa inni ludzie ktorzy za nami ida - i kto to jest? Oczywiscie Polacy. Tak jak my nie chca miec nic wspolnego z taka akcja. Po 5 minutach jestesmy na glownej drodze gdzie tuk-tuki sa juz po 1$, a po 15 minutach znajdujemy osiedle tanich guesthousow. Pytamy sie w jednym bardzo ladnym o ceny. 5$ za pokoj. A pokoje sa tak wypasne ze hej. Kazde z nas bieze jeden pokoj. Ja mam sliczny nowo pomalowany pokoj z lazienka, 2ma wielgasnymi lozkami - po prostu super. W cenie reczniki, posciel, mydlo i szczoteczki do zebow. I na recepcji ludzie sa przyjazni. Idziemy z Shaiem na stacje benzynowa kupic cos do picia. Ja znajduje miejsce skad mozna wziac rower nastepnego dnia. Atmosfera jest zupelnie inna niz w Tajlandii. Taka bardziej przygnebiajaca, ludzie sa widac bardzo biedni, bardziej zdolowani. Turysci sa dla nich chodzacym pieniadzem bardziej niz ludzmi (oczywiscie nie dla wszystkich ale czuje sie tu mocno taka tendencje). W Tajlandii byla policja turystyczna - tu raczej policja wsparla by miejscowych niz pomogla turyscie.
4.05.2010
Wstaje kolo 6tej i ide 2 uliczki dalej wypozyczyc rower. Cena 1$ za jeden dzien. Wsiadam, ruszam na ulice i wlasnie do mnie dociera ze... tu jest ruch prawostronny! W koncu! Nie widzialam tego od stycznia bo jak tylko opuscilam Polske to wszystkie kraje: UK, Malezja, NZ, Australia, Tajlandia, Singapur mialy ruch lewostronny. O rety! Przynajmniej z jednego powodu czuje sie w Kambodzy jak w domu :) Na ulicy wiekszosc rowerzystow, motorow i tuk-tukow - nieliczne autka. Jezdzi sie tu bardzo latwo. I rowerkiem jest szybciutko. Jednak jade droga ktora okazuje sie nie byc glowna i jak dojezdzam do swiatyni pani sprawdzajaca bilety informuje mnie ze musze zawrocic inna droga ponad 3km i kupicd bilet bo tylko tam mozna kupic. Tak wiec nadrabiam 7km. Punkt z biletami jest bardzo profesjonalny, dostaje bilet ze zdjeciem zrobionym szybko kamerka (co by nie dawac biletu innym osobom). No i ruszam. Najpierw najbardziej znana swiatynia czyli Angkor Wat - ciekawa choc nie jest to moj nr1. Potem jade do Tha Prom. I to jest moja ulubiona swiatynia - z drzewami wrastajacymi w mury. A potem kilka malych swiatyn i kolejna znana - Byron - super - jest lepsza niz sie spodziewalam - sa to mury pelne kamiennych twarzy. Wogole wszedzie wokol swiatyn jest mnostwo sprzedawcow - w wiekszosci tak nahalnych ze nie da sie nic kupic. Jednak idac do jednaj ze swiatyn jest grupa ludzi grajacych przy drodze na roznych egzotycznych instrumentach. Wogole nic nie zagaduja tylko caly czas graja. Wystawione sa ich plyty i podana cena 10$. Bardzo mi sie muzyka podoba i odchodzac mam niesamowite uczucie ze chce kupic te plyty a jeszcze wieksze ze chce wspomoc tych ludzi. Bardzo dziwnie - ale to bylo tak silne ze zawrocilam i kupilam wszystkie 3 plyty - wogole nie przestali grac aby mni na cokolwiek namawiac (co tu jest dziwne). Wrzucialm 30$ i poszlam dalej. Dopiero potem zaczelam czytac na plytach ze jest to stowarzyszenie ludzi ktorzy sa kalekami gdyz gdzies weszli na miny (ktore tutaj ponoc sa wszedzie) i zalozyli ta fundacje dla siebie i innych ucierpialych w ten sam sposob. W jednej ze swiatym spotykam Shaia ktory wynajal tuk-tuka (12$ za dzien) i jezdzi ogladajac jak najwiecej swiatyn. W swiatyni Bayron (tej z twarazmi) zaczyna padac deszcz wiec siedze tam razem z innymi ludzmi czekajac az zelzeje - rozmawiam wiekszosc czasu z sympatycznym Australijczykiem. A jak pada mniej to wsiadam na rowerek i wracam do Siem Reap. Wydawalo by sie ze na rowerku jest goraco ale nie jest i droga przez dlugi czas wiedzie przez las. W sumie zrobilam 35km (gdyby nie nawrotka do biletow to byloby 27km) - wogole nie czulam sie zmeczona ta jazda a mialam super dzien i ogromna niezaleznosc. Po poludniu ide na poczte gdzie kupuje pocztowki. A wieczorkiem spotykam sie z cudowna polska rodzinka spotkana poprzedniego dnia na przejsciu granicznym. Zapraszaja mnie na kolacje do fajnej restauracyjki. Rozmawiamy i dzielimy sie wrazeniami z drogi. Po roznych doswiadczeniach z miejscowymi ludzmi spotkanie tak cieplych, fajnych ludzi jest cudownym zakonczeniem dnia.
5.05.2010
Wstaje rano i ruszam na spacerek do miasta. Chcialabym dzis zobaczyc Floting Village czyli wioske plywajaca na wodzie. Slyszalam jednak ze jest to nie do konca przyjemnosc gdyz oplynac to mozna w 10 minut a zabieraja turystow caly czas do miejsc gdzie mozna cos kupic i sa tak nachalni ze jest to az nie przyjemne. Tak czy inaczej mysle ze jesli nie bedzie za drogie to sprobuje. Wynajmuje tuk-tuka ktory za 4 dolary zabiera mnie 16km nad jezioro i spowrotem. Cena poczatkowa to 25$. Cena koncowa 20$. Stwierdzam ze jesli mam placic 20$ za cos takiego to chyba wole sobie kupic pocztowki :) Wracam wiec z moim kierowca spowrotem. Ale najbardziej bajeczna jest droga - te 16km wiedzie przez autentyczna wioske gdzie ludzie zyja w sloniano-drewnianych domkach czy prawie lepiankach. Wiekszosc domow jest na palach. W dzien gdy jest goraco ludzie leza w hamakach pod domami. Wiele domow jest nad woda - pale sa w rzece i dom jest dokladnie nad rzeka. Sa to niesamowite obrazki.
Potem spaceruje sobie po miescie. Niesamowite jest to ze to miasto jest najbardziej sztucznym miastem jakie kiedykolwiek widzialam. Wszystko tu jest dla turystow gdyz takich cen nikt z miejscowych by nie dal rady zaplacic. W wielu miejscach chodza zebrzace dzieci powtarzajac "one dolar please". We wszystkich tych krajach bardzo wielu ludzi chodzi w maskach (takich jak nosza chirurdzy) - z tego co wiem boja sie ptasiej grypy bo propaganda w mediach jest niezla. Po drodze spotykam Niemca z autobusu do Siem Reap ktory razem ze mna dyskutowal z kierowca. On podrozuje tu juz ktorys raz i dal mi kilka wskazowek odnosnie Wietnamu i Laosu. Kupuje bilet na jutro do Wietnamu. Za caly dzien jazdy place 13$. Ide na obiadek do Hinduskiej reastauracji. Niesamowite jest to ze poza tanimi noclegami (oczywiscie zalezy to od standardu bo sa i hotele po 400zl) to wiekszosc rzeczy jest znacznie drozsza niz w Bangkoku - oczywiscie drozsza dla turystow. Jest tu tak ogromne oddzielenie turystow od miejscowych ze az sie nie moge przezwyczaic. No i wieczorek na internecie (0,75$ za godzine) :)
____________________________________________________________________________
Update 8.05.20106.05.2010
Wstaje raniutko i ide pod agencje gdzie kupilam bilet na autobus do Wietnamu. mam mieszane mysli. Nastawiam sie na wszystko - ze dzis tam nie dajade, ze autobusu wogole nie bedzie itp - najwyzej bede miec mila niespodzianke jak bedzie inaczej. Jestem o 6tej jak mialam byc. 6:30 autobusu nie ma. Pytam sie pani, pani gdzies dzwoni i mowi ze spokojnie, ze mam dalej czekac. 6:40 przyjezdza busik. Jedziemy po calym miescie i zbieramy turystow. Po7mej dojezdzamy na dworzec autobusowy. Autobus jest fajny i klimatyzowany. Jedziemy dosc szybko zatrzymujac sie w 2 miejscach na jedzonko/toalete. Kambodza wyglad na bardzo sucha, a wiekszosc domkow jest bambusowo - slomianych i na wysokich palach, tak ze pod domem sa hamaki i miejsce do gotowania (cien i przewiew). Do Phom Penh dojezdzamy po poludniu - bardzo punktualnie. Od razu oblatuje autobus chmara taksowkarzy i tuk-tukarzy. Wyciagam plecak i pytam o autobus do Wietnamu - juz czeka. Fajny, klimatyzowany autobus. Odjezdzamy wkrotce. Rozdaja nam wode do picia i buleczki (w cenie :) ) a potem nawilzane, zapakowane chusteczki. Wszystko jest bardzo prefesjonalne, kierowca mowi do nas przez mokrofon plynnym angielskim. To co mnie zaniepokoilo to fakt ze pomocnik kierowcy zebral o wzystkich paszporty - po co? czy znowu chca za cos pieniedzy? Dojezdzamy po paru godzinach na przejscie. I niespodzianka - podczas gdy my korzystamy toalety nasze paszporty sa juz gotowe i podsteplowane, jedynie cudzoziemcy podchodza do budki po skan paszportu i zrobienie zdjecia (tu na granicah na wjezdzie i wyjezdzie robia Ci zdjecie). I na Wietnamska granice. Rowniez bardzo szybko. Bardzo dobra firma - moge polecic: Phnom Penh Sorya Transport. Tak wiec Kambodza pozegnala mnie bardzo milo.