Rano jedziemy z Beatką autobusem (autobusy na wyspach nazywają się śmiesznie: guagua) na południe wyspy do Maspalomas. Beatka ma plan powygrzewać się na plaży a ja chcę zobaczyć jak wygląda hotelowy światek i przejść się wybrzeżem od jednego do drugiego końca - razem coś koło 20km. Jest w końcu ciepło - 28 stopni. Idę sobie raz promenadą, raz plażą, raz skrajem oceanu mocząc nogi w wodzie. Niesamowicie długa tu jest plaża nudystów pośród tych kompleksów - jakieś 4km. Niektórzy też mówią że na tej wyspie jest mnóstwo gejów którzy przyjeżdżają tu wypoczywać choć mi się to jakoś specjalnie nie rzuciło w oczy. Im dalej na wschód tym spokojniej, ciszej, mniejsze plaże, hotele zastępują apartamenty i domki do wynajęcia. Aż na koniec dochodzę do małego lotniska dla śmigłowców i małych samolocików. I tam kończy się główny komercyjny obszar. Idę do najbliższego wjazdu na autostradę i... łapię stopa prosto do Las Palmas :) Ludzie którzy mnie zabrali jadą obejrzeć katedrę która jest minutkę od domku Madzi :)