No i po chwili zatrzymuje nam sie sympatyczny pan o imieniu Paul. Okazuje sie ze jedzie nie tylko do miasteczka Cooma na glownej trasie gdzie chcemy sie dostac ale rowniez jedzie w Snowy Mountains (Objete Parkiem Narodowym Kosciuszko) i jedzie tylko 9km wczesniej niz my chcemy sie dostac. A my chcemy dojechac na przelecz Charlottes Pass czyli na koniec drogi skad idzie sie na Gore Kosciuszki - najwyzszy szczyt Australii. Zostal on nazwany tak jako ze pierwszy bialy czlowiek (nie liczymy Aborygenow) ktory sie tam weszedl to byl Polak Strzelecki i nazwal Gore Kosciuszko na czesc poslkiego bohatera dostarczajac tym Australijczykom niezlej zabawy fonetycznej. Otoz Australijczycy wymawiaja nazwe Mount Koziusko a ze lubia tu wszystko skracac to w skrocie mowia Mount Kozi. Jednak najwiekszy ubiaw mielismy jak nasz kierowca zaczal opowiadac nam o Strzeleckim. Otoz wymawiaja jego nazwisko 'Stresleki' i chwile nam zajelo aby sie domyslec ze to to samo nazwisko :) Nasz kierowca zabiera nas na sam koniec drogi i w dodatku jako ze chcemy gdzies zostawic plecaki to zabiera nas do miejsca tuz pod przelecza gdzie jest grupka hoteli - w sezonie jest to bardzo ekskluzywny osrodek narciarski (taka komercha tuz pod najwyzszym szczytem). Rozmawia z sympatycznym panem z dluga broda ktory opiekuje sie jedna z 'lodge' (hotelikow) w tym miejscu. Pan z dluga broda pokazuje nam gdzie mozemy zostawic plecaki. No i ruszamy w gory :) Trasa to jakies 21km. Na szczyt 9km. Jako ze dawniej dojezdzalo sie prawie na sam szczyt to droga jest szeroka (ale na szczescie nieasfaltowa). Gorki ladne, widokowe, ponad 2000m npm. Po 2 godzinach dochodzimy na szczyt. Teraz spotykamy tu tylko kilka osob - za to tloczno tu jest w zimie bo to jedyne miejsce w kraju gdzie jest snieg i wszyscy przyjezdzaja na narty.
Ze szczytu roztacza sie sliczny widok na wszystkie strony. Chwilke siedzimy i ruszamy spowrotem droga dookola. Szybko droga zmienia sie w gorska sciezke. Krajobraz taki sie robi troszke beskidzki, zielone laki, dodatkowo polodowcowe jeziorka. Slicznie :) Idziemy tak ucieszeni tym ze tu jest tak swojo - powoli sloneczko zachodzi, a ostatni kawalek idziemy juz po ciemku przy ksiezycu. Jest cudownie. Na ostatnim kawalku droga znow zmienia sie w... chodnik. Wyobrazcie sobie ze idziecie przez polonine nie sciezka ale chodnikiem 1,5 metrowej szerokosci wylazonym kostka brukowa... Dochodzimy do parkingu i schodzimy do hotelu po plecaki. Brodaty pan wita nas serdecznie. Pyta sie czy nie chcemy tu zostac ale my mowimy ze chcemy podrozowac tanio i idziemy gdzies rozbic namiot. Pan na to ze hmmm... a moze specjalna cena 40$ (Jakies 100-110zl) od osoby? Pyta sie czy to dla nas duzo. My na to ze w Polsce wielu ludzi pracuje 2 dni aby tyle zarobic. No wiec brodaty pan mowi ze zaprasza nas za darmo bo jest juz pozno i nie ma co teraz szukac miejsca pod namiot a tu w okolicy nie ma takich fajnych. Tak wiec dostajemy pokoj 2 osobowy z lazienka. Jupppi! Po chwili puka jeden z gosci ktory nas widzial i slyszal o nas od brodatego pana. No i ten gosci zaprasza nas na obiad z nimi. Ale jako ze jedza miesko to siadamy z nimi ale jemy wlasne jedzonko. Ci ludzie naleza do klubu turystycznego i przyjechali tu na weekend pochodzic po gorkach.
27.03.2010
Wstajemy rano, jemy sniadanko. Brodaty pan pyta sie nas co dzis robimy. Mowimy mu ze jedziemy na stopa do Melbourne (jakies 600km). Na to pan mowi ze stad nie tak latwo sie wydostac jako ze jestesmy oddaleni od glownych drog i tu wszedzie ruch jest maly. I mowi ze chce nas zawiezc do autostrady. I tak tez robi. Zajmuje mu to 4,5 (slownie cztery i pol) godziny w jedna strone. Czyli ten czlowiek poswiecil caly swoj dzien, 9 godzin tylko po to aby nas zawiezc do austostrady! W dodatku zrobil okolo 300km w jedna strone czyli zaplacil za paliwo na 600km! Dawno nie czulam tak bardzo jak dobrzy i bezinteresowni potrafia byc ludzie :) Zostajemy w srodku dnia w najwiekszy upal na autostradzie (ta autostrada jest troche inna niz w Europie, ma skrzyzowania na przyklad). Chwilke stoimy i juz po jakichs 5 minutach zatrzymuje sie dla nas duzy TIR. Mamy wiec szanse przejechac sie w koncu duza ciezarowka. Kabina jest o mniej wiecej matr dluzsza niz w naszych polskich ciezarowkach. Kierowca ma wypasne duzo lozko i nie musi sie tak cisnac jak ci nasi w Polsce. Dojezdzamy z naszym kierowca na stacje benzynowa jakies 200km przed Melbourne. Zaczynamy pytac czy ktos nas zabierze i po chwili z jednego autka wychodzi do nas dziewczyna i pyta sie czy szukamy stopa i czy do Melbourne bo oni tam jada i chetnie nas zabiora :)