Na lotnisku czeka na mnie Madzia z wielkim transparentem na przywitanie i pokrojonym do jedzenia melonem. Idziemy na parking – Madzia ma na kilka dni wypożyczone autko więc jedziemy od razu do jej domku. Kiedy dochodzimy to nie wiedząc że to domek Madzi mówię – ale śliczny dom. A Madzia – to właśnie mój. Dom jest naprawdę niesamowity. Jest w obrębie starego miasta z wąskimi uliczkami, sam jest niebieski taką grecką niebieskością, a w środku wysoki i biały. I pełen magicznych przedmiotów. I ma patio z kwiatkami i stolikiem więc posiłki je się na świeżym powietrzu. Niedawno Madzia organizowała warsztaty tu na wyspie i jeszcze po warsztatach zostały u niej dwie osoby – Francois, którego już znam z Polski i Beatka – przesympatyczna i ciepła osóbka :) Beatka przygotowała dla mnie przepyszny obiadek – a głodna byłam bo zgodnie z postanowieniem nie wydałam nic ani na lotnisku ani w samolocie :) Prysznic, zmiana ciuszków i ruszamy na plażę :) Jedziemy samochodem we czwórkę przez zakręcone totalnie Las Palmas, pełne jednokierunkowych uliczek. Parkujemy w centrum handlowym i ulicami gdzie co rusz bawią się i imprezują miejscowi dochodzimy na plażę. Akurat na zachód słońca ::) Wieje i mimo 20 stopni chodzimy w sweterkach. Po zachodzie słońca idziemy do pysznego fastfoodu gdzie jest rewelacyjne wegetariańskie żarcie! Sojowy kurczak w tej knajpce to pychota! :) I po jedzonku wracamy autkiem do domku.
5 kwietnia
Rano super śniadanko na tarasie :) Nareszcie kanapeczki z dobrym avocado! Po śniadanku jedziemy na zakupy (bo na święta będzie nieczynnych wiele sklepów) i dalej na południe wyspy. Po drodze podbieramy jeszcze kolegę Magdy Kike.