W Te Anau spotykamy sie z Caroline z couchsurfingu. Podrozuje ona od ponad roku i zatrzymala sie w Te Anau aby troszke popracowac. Mieszka w swoim campervanie na campingu. Jest tu troche ludzi ktorzy zatrzymali sie tu na dluzej i z nimi spedzamy sobie wieczor sluchajac gitar i rozmawiajac z ludzmi. Jeden Urugwajczyk fantastycznie gra i spiewa i razem z nim spiewa po hiszpansku jeszcze jedna dziewczyna - po prostu mozna bez konca siedziec i sluchac.
Poznym wieczorem jedziemy kilka kilometrow i znajdujemy miejsce na nocleg. Jak zwykle Adeline w samochodzie a my pod namiotem.
Nie jest latwo w Nowej Zelandii znalezc miejsce pod namiot. Wszystko co prywatne jest ogrodzone, a co nie prywatne to gesty las, busz i nie ma gdzie wcisnac namiotu. Nowozelanczycy wyraznie chca robic pieniadze gdzie sie da na turystach wiec w bardzo wielu miejscach umieszczaja znaczki 'no camping' lub cennik i skrzynke-skarbonke na wplaty za rozbicie namiotu (od 12zl za osobe wzwyz). Ale jak na razie zawsze znajdujemy miejsce gdzie nie lamiemy zasad i nie placimy (choc sie czasem trzeba nachodzic) :)
Zimna noc. Adeline niezle zmarzla, a nas grzaly nasze super puchowe spiwory dobre rowniez na ujemne temperatury. Jedziemy kilkanscie kilometrow dalej do Manapouri.