Wstajemy i w droge. Jedziemy z widoczkami na gory i jeziora. Dojezdzamy do Te Anau - najwiekszego miasteczka w regionie. Tu wszyscy wszystko rezerwuja i stad ruszaja na podboj Parku Narodowego Fjordland (ja ten obszar nazywam fjordlandia). to obszar mniej wiecej 100km na 300km - dziki, pelen gor i fjordow. Jedyna droga w glab tego regionu jest na polnocy i prowadzi do Milford. Tam tez jedziemy. Urocze miejsce. I jednoczesnie pelna komercha. Wszyscy kupuja tu rejs po fjordzie. W fjordlandii sa bardzo znane szlaki turystyczne - zebyscie wiedzieli jakie pieniadze ludzie w tym kraju umieja zrobic na turystach-plecakowcach. Jest w Nowej Zelandii 9 szlakow znanych jako Great Walk. Oznacza to ze jest to znany szlak, czesto w skali swiatowej i przejscie go jest na liscie obowiazkowych rzeczy do zrobienia u przecietnego turysty. Najslynniejszy jest Milford Track. Zaczyna sie on wlasnie w Milford. Plynie sie lodka na drugi koniec jeziora i stamtad zaczyna sie 4-dniowa wedrowka. Noclegi sa w chatkach. Za takie 3 noclegi placi sie 250zl i nie ma tam zbytnich wygod. Rozbijanie namiotu na szlaku zabronione. Po dojsciu do konca statek zabiera pasazerow do Te Anau. Wyjsc na szlak nie mozna tak sobie - trzeba sobie zarezerwowac wyjscie. Na Milford Track pierwsze wolne miejsca sa za jakies 1,5 miesiaca.Ogladalam ksiazke ze zdjeciami ze szlaku. dla tych co byli w gorach w Rumunii i Norwegii nie jest to zbyt duza rewelacja. Tyle ze w Europie nie dostanie sie certyfikatu przejscia slynnego Milford Track. Jest tez kilka innych takich szlakow. My jednak z Milfordu wracamy do Te Anau :)